czwartek, 27 lutego 2014

this is where the magic happens.





Przeglądając starsze notki zawsze uderza mnie to, że praktycznie nigdy nie pisałam o momentach w których jestem szczęśliwa. Smutek zawsze wydaje się łatwiejszy do eksploatowania, cytaty z udręczonych poetów łatwiejsze do znalezienia, a do rzewnych piosenek o niespełnionej miłości łatwiej się popłakuje. Kiedy ma się problem z własnymi słowami, cudze wydają się zawsze bardziej na miejscu.

Od zawsze byłam niesamowicie wdzięczna za wszystko, co przytrafiło mi się w życiu. Miałam i mam wokół siebie fantastycznych ludzi i ich wsparcie. Mimo to latami żyłam w przekonaniu, że smutek jest punktem wyjścia, tylko raz na jakiś czas przerywanym jakąś fajną rzeczą, która znika równie szybko jak się pojawiła. Nie przyznawałam się do tego, jak bardzo mnie obezwładniał, bo wiedziałam, co usłyszę - że inni mają gorzej, że nie doceniam swojego życia, że nie wiem, co to ból. Nauczyłam się jak wszystko ukrywać. I kiedy w zeszłą niedzielę na chodniku odtańczyłam swój mały taniec radości nagle zdałam sobie sprawę z tego jak dużo się zmieniło od momentu w którym postanowiłam zawalczyć o własne szczęście.

Nie było łatwo i często mam wrażenie, że już nigdy nie będzie. Ale po cichu chcę wierzyć, że może czasami proporcje się odwracają.



________________

"The way I see it, every life is a pile of good things and bad things. The good things don't always soften the bad things, but vice-versa, the bad things don't necessarily spoil the good things and make them unimportant."