Gdybym miała opisać Bukareszt w jak najkrótszym zdaniu powiedziałabym, że jest pełen kontrastów. Chociaż to zdjęcie wygląda jakbyśmy zapuściły się w trochę biedniejszą dzielnicę, to podwórko w rozpadającym się budynku znajdowało się tuż obok naszego drugiego mieszkania, pomiędzy nowiutkimi blokami. Tego typu "niespodzianki" można tam znaleźć na każdym kroku.
Po co się martwić mokrym praniem skoro można je wywiesić na samym środku ulicy? (;
Widok w kierunku ścisłego centrum.
Park Izvor. Będąc kilka dni wcześniej w Wiedniu zastałyśmy koszmarnie zaśmiecone trawniki, natomiast rumuńskie parki ku naszemu zaskoczeniu lśniły czystością. Szkoda, że nie przekładało się to na miasto ogółem - Bukareszt niestety potrafił okropnie śmierdzieć...
Widoczny z parku kawałek Parlamentu. Jest to drugi co do wielkości (po Pentagonie) największy budynek rządkowy. Chciałam go obejść dookoła, ale Magda, która miała to już za sobą, kategorycznie zaprotestowała (; Ponoć zajmuje to ponad godzinę!
Constanta to jedna z najpopularniejszych nadmorskich miejscowości u wybrzeży Morza Czarnego, jednak w żadnym stopniu nie przypomina tego, do czego przyzwyczaiły mnie polskie kurorty (chociaż mogło to być spowodowane faktem, że przyjechałyśmy poza sezonem). Najmilszym zaskoczeniem zdecydowanie okazała się pogoda - temperatura w okolicach 30 stopni to nie jest coś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce we wrześniu (;
Chłopak kierujący hostelem skierował nas na plażę słowami "cały czas prosto", jednak musiałyśmy sporo nabłądzić zanim w końcu się na niej znalazłyśmy. Ledwo odnalazłyśmy malutką ścieżynkę i zejście z pagórka tuż pomiędzy najzwyklejszym na świecie osiedlem szarawych bloków a wielką budową na której stawiano nowy kurort. Widzicie jednak, że było warto trochę pobłądzić (:
Jeden z najbardziej znanych punktów: Kasyno, obecnie już puste i niedziałające.
zdjęcia z Constanty autorstwa Magdy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz